Ciepłe weekendowe popołudnie. Siedzę z De na warszawskich bulwarach i łapie ostatnie ciepłe promienie. Nagle zjawia się Pan z kubkiem Costy, który macha mi fotografią przed twarzą, coś plecie na prędce o chorej córce. Ku jego zdziwieniu nie wrzucam do fioletowego kubełka żadnego pieniążka, więc na odchodne słyszę „Niech Bóg tych wszystkich złych ludzi błogosławi”.
Zdębiałam, dosłownie. Ani razu nie usłyszałam takich słów od żadnego bezdomnego, czy pijaczka. A tu obca osoba wypowiada się na temat mojej dobroci i moralności, tak lekko jakby mówiła o pogodzie. Jakby wrzutka do kubka świadczyła o moim jestestwie. Poszedł dalej, do kolejnej osoby, która tym razem się zgodziła. Nie mógł się oprzeć, by nie wspomnieć jej o złych ludziach pod parasolami, którzy niczego mu nie dali.
Ile nienawiści w człowieku, który wyciera sobie twarz imieniem Boga.
Nie jestem dobrym, ani złym człowiekiem. Nasza natura jest pełna szarości. Uwielbiam pomagać, robię to od lat i nie czuje się przez to lepszym człowiekiem. Ale, ale nie zamierzam się czuć gorsza, bo tym razem nie wrzuciłam, bo tym razem nie było mnie stać, bo nie miałam drobnych, bo miałam zły dzień, bo nie uwierzyłam, bo po prostu nie. Nie sądzę też, by dało się obcego człowieka ocenić po zapełnieniu kubka. Zastanawia mnie wiec co kieruje takimi ludźmi, co powoduje tak daleko idące oceny. Człowiek, który ponad wszystko kocha swoje dziecko i posługuje się swoją wiarą jak tarczą, powinien pałać miłością i to ona powinna widnieć nad nim jak aura. Niestety, w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Pozostał niesmak do takich zbiórek, do takich osób. I mimo wszystko niesłuszne wyrzuty sumienia.
Dawać i brać
Bo o ile pomaganie nie jest dla mnie źródłem szczególnej uciechy, a raczej rzeczą naturalną, o tyle niepomaganie powoduje we mnie miażdżące wyrzuty sumienia i gdyby nie jego słowa na pożegnanie, pewnie pobiegłabym za nim z portfelem. Zastanawia mnie jak wy podchodzicie do tego dawania. Ostatnimi czasy mam wrażenie nastąpił ogromny wzrost ilości ludzi typu „daj”. Fundacje dla dzieci, fundacje dla chorych, fundacje dla starszych, dla samotnych, dla zwierząt, dla osób w śpiączce, dla chorych na anoreksje, na schizofrenie, dla homoseksualnych, dla samotnych matek – dosłownie dla każdego. Jak grzyby po deszczu wyrastają bezdomni, którzy nie potrafią radzić sobie ze swoim życiem i wyciągają ręce to po alkohol, to po jedzenie, to po pieniądze. 500 + nie tylko pomaga, ale rozwija też nierobów, którzy jak nie wydadzą pieniążka na książki dla dziecka, to wydadzą na wódeczkę. Zapomogi, pomoc, ośrodki społeczne, są idealnym bagienkiem, w których wykluwają się rodziny roszczeniowe, które z pokolenia na pokolenie uczą się życia na pomocy od Państwa. Każdy chce, każdemu daj. Piróg w swojej książce podsumował to idealnie – gdyby każdemu dawać, to możesz zarabiać tylko po to, by rozdawać.
Kolejny kubek z Costy
Wybrać spośród fundacji to jedno, wybrać jedno schronisko, w którym się udzielasz to drugie, dom dziecka na święta to trzecie, a jeszcze inna sprawa oddzielić oszustów od faktycznie ubogich. Tutaj sytuacja z ostatnich dni wakacji. Siedzę w ogródku Costa Coffe (chyba mnie prześladuje ta kawiarnia). Podchodzi do mnie dziewczynka około dziesięcioletnia pyta w dziwnym języku o coś i wskazuje na kubek (z Costy). Kiwam głową i odchodzi. Za chwilę podchodzi około siedmioletni chłopczyk z podobnym kubkiem i telefonem komórkowym w ręku, pyta o to samo – dębieje, ale kiwam na nie. Kopie w moje krzesło tak na odejście. Dziewczynka podchodzi drugi raz i drugi raz słyszy odpowiedź odmowną, chłopczyk chodzi po innych ludziach, aż w końcu dzwoni do kogoś i znika. Dziewczynka wchodzi do jednej knajpki i wynosi herbatę, potem dostaje frytki, których połowę wyrzuca, przy okazji zbiera trochę drobnych i podchodzi raz trzeci. Moje kiwanie zmienia się w słowa „lepiej stąd odejdź” i gdyby nie to, że czwarty raz podeszła z matką, zostałaby przeze mnie wyniesiona z kawiarni. Oceńcie to jak chcecie, ale w tamtej chwili po prostu się wściekłam. Dzieciaki dobrze ubrane, najedzone, z telefonami, matka wychodząca z Costy z darmową kawą i kolejnym kubkiem do żebrania, a ja? A ja za kawę muszę płacić pieprzone 13 zł. Czy jeśli pójdę i poproszę o kawę to mi ją dadzą? czy muszę być cyganką? Nie, nie lituje się nad nimi. Polecam obejrzeć film Królowa Ciszy – będziecie wiedzieli dlaczego. Dla nich żebranie to zwykła praca i sposób na życie, dlatego są tak wielce oburzeni gdy ktoś nie chce im niczego dać.
Nasz altruizm idzie chyba w złą stronę, bo im więcej pomagających, tym więcej osób, które z tym życiem zmagać się nie chcą, bo tak jest znacznie łatwiej. Złość mnie bierze na to, że moje podatki idą na więźniów i osoby wiecznie żyjące na zasiłku, bo tak jest łatwiej. Chyba nasze państwo nie słyszało o metodzie kija i marchewki, bo zdrowo jest wspierać rozwój drugiego człowieka, dawać mu motywacje, pomagać wychodzić na prostą. Ale nie zdrowo jest zasypywać marchewkami, tak by nawet nie musiał się po nie schylić.
O jasny gwint! Czasem trudno mi uwierzyć ile masz lat, bo piszesz tak mądrze, jak ja nie będę umieć nawet za kolejnych 40 lat 🙂
Pomagam jak mogę, ale zaczynam też budować pewien mur. Jest takie zatrzęsienie wszelkich próśb o pomoc na facebooku, że musiałam wybrać komu naprawdę chcę pomóc i czy nie zostanie ta pomoc zmarnowana, albo nie stworzy kolejnego roszczenia. Jeśli ktoś podrzuca jakąś prośbę, to przynajmniej pobieżnie ją weryfikuję – czy prośba ulęgła się ot tak, czy jednak opisuje jakiegoś realnego chorego człowieka. Zwierzętom pomagam w ciemno przez towarzystwo opieki nad zwierzętami, którego wolontariuszy poznałam – jeśli podchodzili do mnie jak pies do jeża, a ważniejsza była dla nich reakcja psa na mnie – to niech dalej robią to co umieją najlepiej i to co im wychodzi.
Olu, nie przejmuj się czyimiś ocenami – w życiu trafisz na wielu mądrych ludzi, którzy będą Cię inspirować, ale będziesz też trafiać na dupków od „błogosław tych złych ludzi”. Nie bierz słów tych ostatnich do siebie – oni używają takich wyrażeń, które mają na Ciebie zadziałać. To ordynarna manipulacja psychologiczna! A Ty masz prawo ją rozpoznać i świadomie olać, albo – jeszcze lepiej – tutaj napiętnować i dać innym do myślenia. Dlatego – Twoja strata, bo doświadczyłaś przykrych słów, mój zysk, bo przeczytałam Twój kolejny ciekawy tekst.
Tak trzymaj!!!
PS. A że pomagasz… to ja akurat mogę Ci dać na piśmie, bo coś o tym wiem! 😉
Kochana jesteś, a Ty nie mówić, że nie napisałabyś tak mądrze, bo do tego potrzebny jest jedynie blog i będziesz śmigać. Co do tego co napisałaś się zgodzę, ja starałam się pomagać wszystkim i trochę mnie to zaślepiło, dziś im więcej pracuje, tym rozumiem znaczenie słowa pieniądz i nie chce go wyrzucać w błoto, czy dawać osobie, której po prostu nie chce się zarabiać, nie chce się wstawać, nie chce się nic. Z jakiej paki to ja mam zarabiać na nią? Czuje dużo niesprawiedliwości w naszym systemie – to jedno, a drugie w ludziach, którzy żerują na dobroci innych.
Masz racje z tym żeby nie brać słów do siebie, chociaż mi jest ciężko, bo częściej w pamięci tkwią mi takie przykre słowa, niż te dobre. Niestety.
Buziaki :*
Powiem tak. Bieda nie jest przyczyną braku zaradności. To problem strukturalny, bo gospodarka,sama spycha ludzi na margines. Ludzie co wołaja tylko daj i te wszystkie fundacje wyrastają właśnie z tych powodów. Ludzie zebrza, sięgaja po socjal, bo nie mają wyboru. A niedługo zwykli ludzie i tak nie będa mieli z czego pomagać, bo nierównosci rosną. Ja akurat dzisiaj pomogam pewnej kobiecie. Młoda, w moim wieku, matka trojki dzieci, bezrobotna, bo nie może znaleźć pracy, mimo że ajtywnie szuka, ojciec nie płaci alimentów. Prosiła ludzi by kupili jej jedzenie. Mimo, że też nie mam pracy i posiadam niewiele zgodziłam się jej pomóc. Kupiłam jej paczkę najtańszego makaronu. Nie było tak, że dałam jej i się odwróciłam. Pogadałysmy ze soba. Podobnie inne osoby co podzieliły się swoimi zakupami. Ojazała sie bardzo sympatyczną dziewczyną. Nawet poprosiłam ją, by powiedziała jaki produkt konkretnie chce gdy będe nastepnym razem. A ja pomyślałam, że to jest, realne i co mogłoby się stać by każda z nas też wyladowala na jej miejscu. W sumie…niewiele. Łatwo stracić wszystko, nie przez własne lenistwo a problemy strukturalne.
A ludzie wciąż dają sobie wmówić, że powodzenie w życiu zależy tylko od ich pracowitości i zaradności. A jeśli komus się nie wiedzie, to jego wina a nie okoliczności. Cała odpowiedzialność by pomagać takim ludziom sciąga się z panstwa a zrzuca na organizacje charytatywne, Iwsiaki, Szlachetne paczki czy nas wszystkich. Dobroczynność nie wyciągnie ludzi z biedy, bo zależy tylko od naszej woli czy mamy ochotę dac czy nie tak jak ty wybrałas, że nie. To czy potrzebujący dostanie pomoc zależy tylko od jego szczęścia czy trafi na osobę co się z nim podzieli. Gdy wciaż nie może trafić, narasta w nim flustracja i stąd takie komentarze, złość na innych i odwoływanie sie do Boga. To nie złe zachowanie powoduje biede, tylko bieda złe zachowanie. Nie zrozum mnie, że krytykuję Cię, za to że mu nie dałaś, podczas gdy ja dałam. Często też nie daję, bo po prostu nie mam i całego świata nie obdaruję. Chcę aby państwa podjęły wreszcie realną walkę z ubóstwem zamiast zrzucać to na nieskuteczne organizacje charytatywne i nas. Po prostu tworzyć miejsca pracy dostępne dla wszystkich, inwestować w swoich obywateli zamiast w banki i zagraniczny kapitał, nie pozwalać na sprzedazz majątku narodowego co miało miejsce po nieudolnej transformacji Polski. Albo znieść ubóstwo ustawą poprzez bezwarunkowy dochód gwarantowany jako krok do kolejnej wolności – finansowej. Człowiek nigdy nie będzie wolny jeśli nie będzie mógł zaspokoić swoich podstawowych potrzeb. Na świecie już trwa debata i mają miejsce liczne projekty tej idei. Polecam się zainteresować, bo czas na nią właśnie nastaje. A my po prostu przestańmy wierzyć w neoliberalną propagandę i przejżmy na oczy. Pozdrawiam i życzę udanego weekendu.
Dziękuje Ci za obszerny komentarz i uwierz ja też pomagam, bo lubię, bo chce, ale nie ludziom, którym łatwiej jest żebrać niż ruszyć tyłek do pracy. Nie wszyscy są biedni ze względów strukturalnych, czy gospodarczych i uwierz znam osoby, którym robić się nie chce, ale które chciałyby sobie dobrze żyć. Nie można generalizować, bo każdy przypadek jest inny, ale nawet jak praca leży dosłownie na ulicy, to niektórym opłaca się bardzie nie iść i dostać wyższy zasiłek niż iść i dostać niższą pensje.
osoba z mojej rodziny pracowała w policji na centralnym w Warszawie i trochę się o tych „bezdomnych” nasłuchałem. Dasz takiemu brązowe pieniądze, to pójdzie i wywali za rogiem, bo takiego badziewia to on nosił nie będzie. Warto sie skupić na tym, czy dając takim faktycznie im pomagamy, czy wręcz odwrotnie? Mi osobiście wydaje się, że bliższa prawdzie jest ta druga opcja.
No właśnie, mam wrażenie, że sypaniem pieniędzmi szkodzimy bardziej niż pomagamy, chociaż nie wiem jakbym się czuła, będąc po drugiej stronie muru. Ale wiem jak to było jak rodzic dawał wszystko pod nos, było tak że nic nie chciało mi się robić, bo nie musiałam, bo i tak dostawałam.
I nikogo nie obchodzi to, że pomagasz na swój sposób. Jesteś złym człowiekiem u już. Bo nie wrzuciłeś pięciu złotych do puszki. Mnie irytują ankieterzy, którzy podchodzą w centrum Warszawy i zadają pytania: ile byłbyś w stanie dać na fundację. Odpowiadam zgodnie z tym jak wspieram jedną z nich, na co słyszę – to proszę nam tyle dać. No kur.. ka siwa. Oczywiście dać nie dałam, bo to czyste zagranie psychologiczne. Chciałam pomóc, bo wiem, że mają pieniądze za wypełnioną ankietę (taka praca), ale od tego czasu nigdy nie mam dla nich wolnej chwili i niesmak pozostał.
O tym jeszcze nie słyszałam, bo w Wawie nie mieszkam, a bywam, będę uciekać od ankieterów, chociaż rzadko zdarza mi się z nimi rozmawiać, ale widzisz niesmak pozostaje po takich sytuacjach – niestety.
Całkowicie się zgadzam z tym co napisałaś. Ja również lubię pomagać, ale największą rozterką moralną jest dla mnie moment, kiedy podchodzi do mnie człowiek prosząc o kilka złotych, a ja na podstawie jego wyglądu staram się ocenić, czy zasłużył na moją pomoc, czy nie. Z jednej strony to okropne, no bo przecież oceniam po wyglądzie, robię z siebie łaskawcę itp. Ale z drugiej strony, potem zawsze się zastanawiam – a co jeśli właśnie dałam na dodatkową piersiówkę? a co jeśli właśnie przeze mnie dziś jego/jej dziecko nie dostanie kawałka chleba? Dlatego chyba najlepiej pomagać w taki sposób, żeby mieć pewność o słuszności naszej sprawy. Ja co miesiąc wysyłam kilka smsów na osoby, które wiem, że tej pomocy potrzebują. Że faktycznie, każda złotówka się liczy. Ja bez tych 5 złotych przeżyję, oni niekoniecznie. W ten sposób czuję się choć trochę spełniona jako człowiek, który stara się pomóc. A ludzie, którzy chodzą po ulicach? Przepraszam bardzo, ale kiedy widzę matkę żebrzącą na ulicy, z trójką dzieci i dodatkowo w kolejnej ciąży, zastanawiam się, gdzie tu moralność. Bo wtedy jedyne o czym myślę to cholerne 500+, cyckanie kasy „na dziecko” i w dodatku jeszcze to biedne dziecko samo w sobie, które czasami „robi się” tylko po to, żeby było żywą maszyną do pieniędzy. Dlatego ciężko rozstrzygnąć tę kwestię. Pomagajmy po prostu tak, żeby mieć pewność, że… pomagamy.
No właśnie nasza moralność często nie daje rady w takich kwestiach i mi też głowa pęka jak widzę małe dzieciaki, które zbierają, albo matki z takimi maluchami, bo to biznes, bo to wykorzystywanie dzieci i uczenie ich, że tak się zarabia. Dla mnie to chore i nie do pomyślenia.
Zgadzam się, coraz więcej każdy coś od nas chce. Ja osobiście wspomagam tylko WOŚP i Szlachetną Paczkę. Kiedyś urzekł mnie pan, który siedział z tabliczką „przyjmę każdą pracę”. To było coś co złapało mnie za serce i co pamiętam do dziś – a minęło prawie 10 lat. I to jest niesamowite, że żebraków widzimy tysiące, a ja zapamiętałam tego,l który szukał pracy. Czasem pomogę bezdomnemu, który przed marketem prosi o kupienie bułki. Jednak nie daję takim, którzy siedzą z dziećmi czy psami, bo nie chcę dokładać swojego grosza do takiej patologii :/
Z tym dawaniem to zawsze nieco skomplikowana sprawa… Ja jestem chętna pomóc, ale jednocześnie mam świadomość, że wielu bezdomnych i żebrzących nie wyda pieniędzy, które im dam na bułkę, czy leczenie dziecka, ale na alkohol np. Zawsze jest to ryzyko, więc dałam kiedyś np jednej kobiecie kanapkę i bardzo się ucieszyła- widocznie naprawdę potrzebowała. Pozdrawiam 🙂
Jakieś straszne zamieszanie – niby błogosławił, ale jednak „tych złych ludzi”. Może takie postawy wynikają też z tego, że ludzi proszących o pomoc jest równie dużo, co blogerów i zwyczajnie – ciężko się przebić? Tak czy tak, mam spory problem z dawaniem, nie potrafię uwierzyć, że ktoś mnie nie oszukuje. Czuję się też zmęczona tym niekończącym się napływem próśb.
Ja mimo, że wolontariuszka od małego, to najczęściej daję pieniądze na ulicy dla artystów…
Warto pomagać, ale dobrze jest pomagać mądrze… Jest wiele fundacji, organizacji, stowarzyszeń, za których pośrednictwem możemy komuś faktycznie pomóc, np. WOŚP czy Szlachetna Paczka. Ja dzisiaj z koleżanką byłam w klasztorze na Kapucyńskiej w Warszawie, oddałyśmy tam ubrania naszych mężów, które są w dobrym stanie, ale mężowie już w nich nie chodzą. Kapucyni prowadzą stołówkę dla bezdomnych, a przy okazji pomagają im się ubrać (w końcu idzie zima). Damskie i dziecięce rzeczy w przyszłym tygodniu wywozimy do domu samotnej matki. Nic nas to nie kosztuje, poza odrobiną czasu, a można komuś pomóc dbając przy okazji o środowisko. Pomagajmy mądrze 🙂
Jest tyle instytucji pomagajacych, że je należy wesprzeć, bo one choć trochę zweryfikuja potrzeby tych proszących.
No właśnie czy cierpienie i niedostatek innych nie sprawia że wzmocni sie znieczulica? Uważam że pomagać trzeba umieć. Są różne rodzaje dysfunkcji
Co do kawy za 13 złotych – nie kupiłabym. Pozdrawiam
Pomagam jedynie wtedy, jak znam obdarowanego. Jak wiem, że nie ścienia. Jak wiem, ze nie jest właśnie Cyganem. Za dobrze wiem, ze to łatwy niepodatowany dochód. Ja muszę pracować na każdą złotówkę, czemu oni nie mogą?